Maduro MOZO
w nowym domku: Mozo
Serdecznie dziękujemy
właścicielom Mozo/Maduro za gorące relacje
z pierwszych godzin i kolejnych dni pobytu maleństwa w nowym domku. Oto one:
Raport 3:
Raport 2 (19.06.2010.):
Dzisiaj mijają równe trzy tygodnie od kiedy Mozo jest z nami i jednocześnie zaczyna 6 miesiąc życia. Na Mozo nie robi to specjalnego wrażenia. On jest po prostu u siebie, ma swoje ulubione miejsca, z których dokładnie obserwuje poczynania domowników. Jak mu się nudzą obserwacje, co jest dosyć częste, nie ma zmiłuj się, musi być mizianie lub zabawa.
Dosyć szybko załapał zasady higieny w domu i już wpadki są bardzo rzadkie.
Bez większych problemów zostaje też sam w domu. Na szczęście nie na
długo – około 4 godzin. Sąsiedzi nadal się kłaniają, więc domniemamy,
że chwile [psiego] wyrażania żalu są
niezbyt długie. Teraz już prawie wcale. Podczas samotnego spędzania
czasu zajmuje się swoimi zabawkami. Inne elementy wyposażenia domu oszczędza.
Za to jak przystało na miłośnika ekologii, jeśli Pan nie zrobił przed
wyjściem porządku z makulaturą, Mozo świetnie ją rozdrabnia i przygotowuje
do segregacji.
W wychowywaniu najlepiej korzystać z rad ekspertów. Tu doskonale się
sprawdziła zasada, że golden musi być wybiegany. Jest wtedy szczęśliwy
i całkiem nieabsorbujący w domu. Tak więc codziennie zaliczamy wyprawę
do lasu. Około godziny wystarcza. Nie ma to, jak szalone galopy, które
na razie próbuję ograniczać, bezmiar nowych zapachów, śmiejące się z
niego sroki. Tak, sroki – Zielona Góra to największe miejskie skupisko
srok Europie. To jest też dobry moment na krótkie szkolenia. Teraz ćwiczymy,
że przy nodze Pana jest fajnie i bezpiecznie. Coraz częściej rezygnuje
z rozkosznych patyczków lub intrygujących tropów, wybierając wezwanie
Pana. Musi być jednak mizianie, kąsek i zabawa. Agent
Mozo i Jurek O. […]
|
Raport 1 (6.06.2010.):
Już tydzień upłynął, jak Maduro Mozo opuścił mamę, babcię i brać kocią, a przede wszystkim swoich wspaniałych opiekunów, rozpoczynając samodzielne życie. Przed nim stanęła długa droga do Zielonej Góry. Odebrawszy znakomite wychowanie w rodzinnym domu, dał sobie znakomicie radę z wyzwaniem, budząc przy okazji powszechny podziw otoczenia i wielką miłość swoich nowych Państwa. W progi nowego domu wkroczył dzielnie, bez bojaźni. Szybko rozpoznał teren, zaakceptował miejsca spoczynku – jedno nocne, drugie dzienne. W pierwszy sen udał się dopiero po sprawdzeniu, czy jego nowa rodzina jest w komplecie. Odliczył do dwóch delikatnie dotykając noskiem każdego. Spał głębokim spokojnym snem, nie okazując tęsknoty, jak na prawdziwego Agenta przystało. Ale co w sercu, to zostaje na zawsze. Kolejne dni upłynęły na przyswajaniu nowych zapachów okolicy, poznawaniu sąsiadek (całkiem niezła Husky-wpadł jej w oko) i sąsiadów, sympatycznych Labradora i Goldena. Chyba będą kumplami. W między czasie trwają lekcje oswajania z nowym-starym imieniem – Mozo brzmi dostojnie i zachowuje w pamięci dom rodzinny. Uczymy się też chodzenia na smyczy, przybiegania na zawołanie. Wszystko bezstresowo i bez większej ilości zachęt innych, niż miziaki Pana. O dobrych manierach w domu nawet nie mówimy. Nauki otrzymane od mamy i Pani Ewy utrwaliły się wystarczająco, a te dwie wpadki to wina Pana, który się zagapił i nie zauważył, że już czas. Zresztą i tak skończyło się wtedy na pieluszce. Mozo sprawuje się doskonale. Już trochę czasu spędza sam (jeszcze nie za długo), ma dużo przestrzeni, dobry widok na ogród, więc nie protestuje. Za to jak jesteśmy razem, to wszyscy muszą być w zasięgu wzroku. Oczywiście już doskonale rozpoznał kto jest od roboty (Pan), a kto od pieszczot (Pani). Ale muszę uczciwie stwierdzić, że po swoją porcję miziaków od Pana przychodzi regularnie, mimo że nadprogramowych dawek też mu nie brakuje. Wreszcie nastała wiosna. To była okazja na eskapadę w okoliczne laski. Ileż tu zapachów, gałązek i innych cudów. Były też zabawy, lekkie biegi. Dzięki pięknej pogodzie Mozo może urzędować sobie prawie cały czas na powietrzu (jak jesteśmy w domu). Na patio przed domem, na wygrzanych słońcem kostkach. To ma tą zaletę, że widzi Panią krzątającą się w kuchni. Równie ciekawą alternatywą jest dla Mozo trawnik Pana za domkiem. Jakież pyszne są tam korzonki traw, kwiatki azalii! W ogóle Mozo jest dobrze przygotowany na czas kryzysu. Na gałązkach, ziemi z kwiatków, trawie wyżywiłby się spokojnie : ). Ale na szczęście Nutramu nigdy nie odmawia. W ciągu tego tygodnia urósł zauważalnie. Jest już całkiem spokojny i czuje się jak u siebie. Ma swoje ulubione miejsca. Wie kiedy i do kogo podejść z zabawką. Wśród większej liczby osób świetnie już rozpoznaje Panią i Pana. I Pani Ewo, w jego oczach widać, że jest szczęśliwy. A my w jego pewnie też tak wyglądamy, bo tak jest. Dziękujemy Państwu, pozdrawiamy Waszą ferajnę i do następnego raportu. Jurek
O.[...] |
|