Gabi & Niki w drodze na Szyndzielnię i Klimczok
styczeń 2008 r.

Wstecz

Strona główna Galerii

Rozpoczynamy nową, śniegową wyprawę. Tym razem swoje górskie podróże rozpoczyna Niki, moja córeczka Savanna :-). Choć Niki jest już po trzecim szczepieniu przeciw chorobom zakaźnym, to podlega jeszcze kwarantannie. Żadnych kontaktów z tubylcami, dzikich harców, zabaw w ziemi, tudzież innych swawoli poza domkiem...

No, proszę. Mała całą wyprawę spędziła noszona w plecaczku...
Waży dopiero 11 kilogramów, a już taka cwaniara!

Ja musiałam na swoich czterech podziwiać ten piękny świat. Ale nie narzekam.
Takiej ilości śniegu nie widziałam od dawna.
A Mała, aż fikała w plecaku z radości.


We fruwającej budzie jak zwykle trzęsło,
ale Niki dzielnie przespała przejazd wtulona w ramionach Pani.
Pan tymczasem bawił się aparatem błyskając mi co chwilę światłem w oczy.


Niki - szczęściara - była podziwiana przez każdego, kto tylko pojawił się na naszej drodze.
Cóż, urodę ma po mamusi! Więc nie ma się co dziwić ;-)


Jako troskliwa mama co chwilę upewniałam się, że moje dziecko ciągle jest z nami
i ma się dobrze ;-) Pacałam ją po prostu nosem średnio co 2 minuty.



A w wolnych chwilach korzystałam z uroków zimy i czerpałam radość z psiej egzystencji.


W przypływie miłosierdzia człowieki pozwolili Małej dotknąć śniegu łapkami. Ale...
żadnego biegania, wałęsania się czy wylizywania. Krótko na śnieg i z powrotem do plecaka.


Jednak do schroniska Klimczok nie dotarliśmy!
Dwunożne zaczęły narzekać na jakieś kręgosłupy i po krótkiej naradzie wyprawa zawróciła w dolince tuż pod Klimczokiem. Mała dzielnie krzyczała: "Puście mnie!
Puście!
Zrobię co trzeba w śniegu i będę lżejsza o 2 kilogramy. Uda się, będzie lżej! Idźmy dalej!"

W to bym akurat uwierzyła (bo Niki potrafi), ale nie człowieki. Tak więc, pomimo naszych protestów poturlaliśmy się drogą powrotną, i nici z mojego Jadła Drwala :-(


Na pewno wrócimy tu znowu... i bez plecaczka dla Niki!
A po wyprawie nasi ludzie urządzili sobie salon masażu leczniczego ;-)
Stękaniom i popiskiwaniom nie było końca...

Wstecz

  statystyka