English language version

Gabi i Niki w lasku
w Mysłowicach
styczeń 2009 r.

Wstecz


Korzystając ze słonecznych, mroźnych, lecz krótkich dni czmychnęłyśmy na spacerek do lasku.


Cichutko przemykamy po szeleszczącym śniegu, obwąchując trawkę
lub przegryzając suchymi patyczkami.
Posuwamy się spokojnie od krzaczka do krzaczka...

... Aż tu nagle!
Cichutki trzask rozległ się w zimowym powietrzu niczym wystrzał!

Niki nastawiła prawe ucho!
Ocho! Ktoś próbuje zbliżyć się niepostrzeżenie.

I popędziła co tchu w kierunku...
dobrze zamaskowanego doga.

6-miesięczna dożyca
była już gotowa do szaleństwa :-)

   
   

Gabi dostojnie i cierpliwie ignorowała wielokrotne zaproszenia do zabawy. Niech to dzieci biegają...

Gdy zabawa stała się zbyt szalona,
do akcji wkroczyli nasi ludzie i... koniec biegania.
Ale nie jest tak źle,
jesteśmy umówione na ponowne spotkanie.
Ale o tym opowiemy innym razem.

Wstecz